Czy wreszcie mamy szansę na linię bezpośrednią?

Po wielu latach bezskutecznych prób wprowadzenia do regulacji polskiego rynku energii, rzeczywistych (a nie pozorowanych jak do tej pory) zapisów dotyczących linii bezpośredniej, data publikacji propozycji zmian – 22 września (kolejny draft zmiany Ustawy Prawo Energetyczne) daje przesłanki nadziei, że tak się stanie, choć do przełomu jednak jeszcze daleko.

Na co planuje się zgodzić  ustawodawca?

Początek lektury propozycji zmian jest obiecujący, choć niepozbawiony niejasności, o czym więcej na koniec tego tekstu.

Dostawa energii z instalacji OZE za pośrednictwem linii bezpośredniej staje się możliwa, bo pomimo konieczności uzyskania decyzji Prezesa URE na jej budowę, decyzja ta nie wymaga długotrwałych uzgodnień i konsultacji z OSD, w tym konieczności udokumentowania, że projekt instalacji OZE otrzymał odmowę przyłączenia do sieci, ale tylko pod warunkiem, że odbiorca energii nie ma prawa do wprowadzania nadwyżki energii do sieci, a całość wytwarzanej energii trafia do tego właśnie odbiorcy energii.

Nie ma ograniczenia wielkości instalacji OZE przyłączonej linią bezpośrednią, a dodatkowo uprzywilejowane są instalacje do 1 MW, które nie muszą uzyskiwać decyzji Prezesa URE na budowę linii bezpośredniej – to szansa dla małych instalacji i niewielkich przedsiębiorstw na „zazielenienie” zużywanej energii.

Pozwolenie na budowę linii bezpośredniej można uzyskać jedynie, gdy przedstawi się decyzję Prezesa URE (nie dotyczy instalacji < 1MW oraz czysto hipotetycznego przypadku, gdy odbiorca nie będzie przyłączony do sieci dystrybucyjnej). Lista wymaganych dokumentów koniecznych dla uzyskania pozytywnej decyzji Prezesa URE jest dość długa i koncentruje się wokół technicznych parametrów linii bezpośredniej jak i samej instalacji wytwórczej. Nie jest to jednak zbyt dolegliwe, bo i tak większość tych danych jest potrzebna do złożenia wniosku o pozwolenie na budowę.

Co z opłatami na rzecz systemu dystrybucyjnego?

Ten optymistyczny obraz gwałtownie się jednak zmienia, gdy dochodzimy do zapisów dotyczących kosztów dostawy energii za pomocą linii bezpośredniej.

Oczekiwanym efektem wprowadzenia linii bezpośredniej, miało być poszerzenie możliwości wykorzystania modelu auto-generacji energii elektrycznej (on-site), poprzez wyjście z instalacją wytwórczą poza granice terenu odbiorcy energii, wciąż nie korzystając z usług systemu dystrybucyjnego (model near-site). Nic z tego. Dostawa energii elektrycznej linią bezpośrednią została obciążona wszystkimi opłatami dystrybucyjnymi, jak również opłatą kogeneracyjną, opłatą OZE, a także opłatą mocową. Dla odbiorcy, koszt energii pozyskiwanej w ten sposób, nie różni się zatem od energii kupowanej od innych dostawców przyłączonych do sieci dystrybucyjnej, mimo że z tej sieci w zakresie dostaw linia bezpośrednią w ogóle nie korzysta.

Można się było spodziewać próby obciążenia energii dostarczanej linią bezpośrednią częścią opłat na rzecz systemu dystrybucyjnego, ale chyba nikt się nie spodziewał, że zostanie ona 1:1 obciążona wszystkimi opłatami. Konsekwencją są więc opłaty za usługi, których operatorzy systemów dystrybucyjnych po prostu nie świadczą. Wygląda to bardziej na formę zbierania haraczu, niż na próbę znalezienia sensownego kompromisu.

Dużo wątpliwości, mało konkretów…

Także dalsza lektura zmiany Ustawy budzi wiele wątpliwości.

Nie ma w propozycji przepisów wyraźnych gwarancji, że zapisy dotyczące linii bezpośredniej, nie będą interpretowane rozszerzająco na instalacje pracujące w modelu autogeneracji, bo przecież te ostatnie wypełniają znamiona definicji wyodrębnionej jednostki wytwórczej. Pewne przesłanki, że tak nie będzie, znajdują się w zestawieniu dokumentów składanych na potrzeby uzyskania decyzji Prezesa URE, gdzie wspomina się o określeniu miejsca rozgraniczenia własności. Ale to za mało.

A jeżeli mówimy o miejscu rozgraniczenia własności, to znaczy, że właścicielem wydzielonej jednostki wytwórczej może być strona trzecia. To sugerowałoby otwarcie na zewnętrznych inwestorów.  Nie ma jednak ani słowa o braku wymogu koncesji, a przecież na dziś nie można otrzymać koncesji na wytwarzanie energii, gdy instalacja nie jest przyłączona do sieci dystrybucyjnej. A bez koncesji nie można sprzedawać energii. Czyżby ta formuła była zarezerwowana tylko dla modelu, gdy zarówno wytwórca jak i odbiorca będzie tożsamy własnościowo. Wtedy byśmy mieli sytuację dostawy wewnętrznej, obciążonej wszystkimi zmiennymi kosztami dystrybucyjnymi, choć już bez kosztów „kolorowych certyfikatów” i akcyzy, bo te są wymagane jedynie w sytuacji sprzedaży odbiorcy końcowemu.

Zaproponowany model obciążeń finansowych dostawy linią bezpośrednią oraz sama definicja linii bezpośredniej, utrudnia zastosowanie najprostszego wydawałoby się rozwiązania, by dla już istniejącej instalacji OZE przyłączonej do sieci dystrybucyjnej, wybudować linię bezpośrednią, tak by dostarczać część produkowanej energii, pobliskiemu odbiorcy. Nie zachodzi bowiem przesłanka odmowy dystrybucji energii z tej instalacji (instalacja taka ma warunki przyłączenia) jako warunek udzielenia pozytywnej decyzji Prezesa URE na budowę linii bezpośredniej. Chyba że taka instalacja odetnie się (?) od sieci OSD i całość produkcji dostarczy do odbiorcy. Ale czy to nie jest sztuczna konstrukcja?

Odbiorca energii posiadający już własne instalacje wytwórcze, eksportujący nadwyżki energii do sieci, a zatem posiadający koncesję na wytwarzanie energii, nie będzie mógł skorzystać z linii bezpośredniej na preferencyjnych warunkach, bo Prezes URE wydając decyzję o akceptacji linii bezpośredniej, będzie zmuszony uzgadniać ją z OSD, a poprzedzać ją musi udzielenie odmowy świadczenia usług dystrybucji przez OSD. To spowoduje opóźnienie rzędu kilkunastu miesięcy (najpierw oczekiwanie na odmowna decyzję OSD, potem na wyniki odwołania, a na koniec jeszcze czas konsultacji URE z OSD). Swoją drogą, to nawet gdyby zdecydował się takie nadwyżki eksportować, to nie będzie konkurencyjny cenowo, ponieważ dostawa linią bezpośrednią będzie obciążona wszystkimi opłatami dystrybucyjnymi, a odbiorca tej energii przecież te same koszty będzie musiał ponieść raz jeszcze w stosunku do tej samej energii.

Ograniczanie możliwości eksportu nadwyżek energii powoduje, że utrudnione będzie budowanie magazynów energii jako części instalacji wytwórczej, gdyż nie będą mogły one świadczyć usług systemowych, a także ograniczy możliwości odbiorców energii na udział w rynku redukcji mocy (DSR).

Wydaje się, że te niejasności wynikają z podstawowego założenia, które przyjęli autorzy projektu, żeby za wszelką cenę nie dopuścić do rozszerzenia zakresu stosowania modelu autogeneracji na instalacje przyłączone poprzez linie bezpośrednią, choć jednocześnie wyraźnie na taką autogenerację wskazują, tworząc preferencje w uzyskiwaniu decyzji Prezesa URE, w sytuacji gdy cała wytwarzana energia będzie dostarczana do odbiorcy.

Grzegorz Skarżyński
Partner, Dyrektor Inwestycyjny
Tundra Advisory

fot. Mariusz Milewski