Linked in

Blog

10 czerwca 2025

Od 700m do 500m: dlaczego każdy metr ma znaczenie w energetyce wiatrowej

Wiatrakowa teoria względności: dlaczego 500 metrów może być dalej niż 700 – zwłaszcza w poniedziałki

Drugi czerwca – poniedziałek 2025 roku był dniem zderzenia życzeniowego myślenia z rzeczywistością. Dla dzieci oznaczał brutalny powrót do szkoły po niedzielnym dniu dziecka – przejście od waty cukrowej do klasówek z matematyki. Dla połowy Polaków – ciężki szok po wynikach wyborów prezydenckich. A dla branży OZE? Cóż… dla branży OZE był to dzień, w którym nadzieja na liberalizację przepisów odległościowych znów wpadła w przeciąg politycznych rozgrywek.

Istnieje stare chińskie przekleństwo „Obyś żył w ciekawych czasach.” W polskich realiach można by to sparafrazować inaczej: „Obyś budował wiatraki w Polsce XXI wieku.” Bo każda próba przypomina raczej składanie puzzli o tysiącu elementów, z których połowa należy do innego zestawu. Próby, gdzie logikę zastępują przepisy odległościowe, a procedury środowiskowe wymagają raportów tak drobiazgowych, że mogłyby posłużyć jako fragment pracy habilitacyjnej.

W marcu 2025 roku na chwilę powiało optymizmem – „Nowelizacja ustawy odległościowej przyjęta!” Światełko w tunelu! Ale jak to w Polsce: tunel ma tendencję do wydłużania się za każdym razem, gdy ktoś zbliży się do końca.

A potem przyszły wybory. Różnica tak niewielka, że można by rzucać monetą. Gdyby nie to, że to właśnie ten jeden rzut zdecyduje, czy w Polsce będą stawiane wiatraki, czy może raczej kolejne tablice pamiątkowe.

I gdzieś pośrodku tej całej bitwy stoją wiatraki. A właściwie: próbują stanąć. Zasadniczym pytaniem jest odległość od zabudowy – upragnione 500 m czy dotychczasowe zachowawcze 700 m. Czy 500 metrów od zabudowy to rewolucja, czy tylko kosmetyczna zmiana względem dotychczasowych 700? Czy te 200 metrów to szczegół, czy bariera mogąca zdecydować o przyszłości zielonej energii w Polsce? Tym bardziej że na horyzoncie majaczą kolejne unijne cele klimatyczne, a udział zielonej energii w naszym miksie musi rosnąć – niezależnie od tego, kto wygrał wybory.

200 metrów różnicy – 400 tyś ha strat

Wszystkie prezentowane liczby powstały w oparciu o autorskie analizy potencjału rozwoju farm wiatrowych w Polsce oraz mapę terenów możliwych do lokalizacji turbin wiatrowych w wariantach 500 m i 700 m. Analiza uwzględnia przepisy dotyczące lokalizowania turbin wiatrowych, dobre praktyki oraz wytyczne GDOŚ.

Łączna powierzchnia wszystkich gmin w Polsce (2479 gmin) wynosi ponad 31,27 mln ha (czyli ok. 312 720 km²). W takim układzie:

  • Przy zachowaniu minimalnej odległości 500 m, potencjalnie dostępnych pod inwestycje wiatrowe pozostaje około 890 624 ha, co stanowi 2,85% powierzchni naszego kraju.
  • Przy zwiększeniu dystansu do 700 m, dostępna powierzchnia spada do 495 325 ha, czyli 1,58% powierzchni Polski.

To oznacza, że zmiana przepisów ogranicza dostępne tereny o 395 299 ha, czyli blisko 4000 km². Udział powierzchni odpowiedniej pod turbiny maleje o 44% wcześniej dostępnych terenów.

A jak  ta zmiana wpływa na liczbę gmin?

W aż 493 gminach (20%) nie ma ani jednego hektara możliwego do wykorzystania dla wiatru – nawet przy najliberalniejszym limicie 500 m. Oznacza to, że jedna piąta gmin Polski faktycznie nie istnieje w mapie rozwoju energetyki wiatrowej.

Przy 700 m problem dotyka już 720 gmin (czyli niemal 30% wszystkich w Polsce).

Skala problemu (statystycznie) rośnie jeszcze bardziej, gdy wprowadzamy bardziej realistyczne założenia – nikt przecież nie buduje farmy wiatrowej na 10 hektarach. Dla wielu firm minimalna opłacalna liczba turbin w ramach jednego projektu to 4 sztuki, co wymaga powierzchni co najmniej 50 hektarów. To właśnie ten próg stanowi realną barierę „no-go” dla projektów i lokalizacji – mimo że teoretycznie odpowiednie tereny w danej okolicy mogą się znajdować.

  • W przypadku 700 m to aż 1379 gmin – 56%! Łączna powierzchnia takich terenów to 8 280 ha).
  • Nawet przy 500 m 1005 gmin dysponuje mniej niż 50 ha terenów pod turbiny (łącznie 10 294 ha).

Te progi minimalnej powierzchni efektywnie eliminują co drugą gminę z gry o wiatraki. Nawet jeśli formalnie „jakiś teren” się znajdzie, to jego fragmentacja i rozdrobnienie (poniżej 50 ha) oznacza brak realnej użyteczności.

Potencjał koncentracji inwestycji w ograniczonej liczbie gmin

Skoro:

  • Tylko ~1475 gmin mają >50 ha dla 500 m
  • A tylko ~1100 gmin mają >50 ha dla 700 m
  • Cały sektor energetyki wiatrowej będzie w praktyce skoncentrowany w ok. 40–45% gmin.

To stwarza ryzyko przeciążenia tamtejszych sieci przesyłowych – jednego z kluczowych problemów rozwoju OZE w Polsce – a także doprowadzi do koncentracji firm deweloperskich na tym terenie. Efektem będzie wzrost konkurencji, powstawanie kolejek w procedurach planistycznych, wyczerpani burmistrzowie i wójtowie uczestniczący w niezliczonych spotkaniach z przedstawicielami firm z sektora OZE oraz zaniepokojeni mieszkańcy, przed którymi majaczy wizja 100-150 turbin wiatrowych w najbliższym sąsiedztwie (sumując plany każdej z firm).

Nieliczące się gminy

Wielka luka – 8280 ha i 10294 ha pod progiem 50 ha to zmarnowany potencjał

  • Choć powierzchnie są spore – ponad 19 tys. ha (!) – przez rozdrobnienie są praktycznie bezużyteczne.

W przypadku gmin, które nie dysponują terenami spełniającymi obowiązujące obecnie wymogi odległościowe (lub nie spełniałyby ich nawet po nowelizacji ustawy), bądź w których dostępne powierzchnie inwestycyjne są mniejsze niż 50 hektarów, zasadne wydaje się rozważenie bardziej elastycznego podejścia co do możliwości lokalizacji inwestycji OZE.

Wprowadzenie zróżnicowanych parametrów odległościowych dla turbin o małej mocy i niskiej wysokości pozwoliłoby na racjonalne wykorzystanie mniejszych, dotąd wykluczonych obszarów.

Takie skalowalne regulacje sprzyjałyby zachowaniu adekwatnych standardów bezpieczeństwa i jakości życia mieszkańców, a zarazem umożliwiłyby rozwój energetyki wiatrowej w gminach, które obecnie są całkowicie pozbawione takich możliwości z uwagi na jednolite, restrykcyjne przepisy nieuwzględniające specyfiki lokalnych uwarunkowań przestrzennych oraz skali inwestycji.

Surowe liczby rzeczywiście mogą budzić niepokój. Zmniejszenie minimalnej odległości zaledwie o 200 metrów oznacza utratę 395 299 hektarów terenów potencjalnie dostępnych dla farm wiatrowych. Zachowanie obecnej zasady 700 metrów znacząco ogranicza nie tylko całkowitą powierzchnię dostępną pod inwestycje, ale przede wszystkim liczbę realnych lokalizacji. Gdy przyjmiemy realistyczny próg opłacalności inwestycji (≥ 50 ha), różnica staje się jeszcze bardziej dotkliwa – tracimy 45% potencjalnych lokalizacji.

Czy jednak te alarmujące statystyki rzeczywiście odzwierciedlają pełny obraz sytuacji? Tylko 200 m różnicy w praktyce okazuje się mieć gigantyczne konsekwencje dla przyszłości energetyki wiatrowej w Polsce. To nie tylko prawie 400 tys. hektarów „utraconej” przestrzeni, ale też dziesiątki gmin wykluczonych z udziału w zielonej transformacji.

Zmienia się nie tylko skala, ale i geografia całego sektora – koncentracja inwestycji w coraz mniejszej liczbie lokalizacji tworzy presję na sieci przesyłowe, procedury administracyjne i lokalne społeczności. A to wszystko przez sztywną granicę, która nie uwzględnia ani realiów przestrzennych, ani skali projektów. Czy da się to rozwiązać? Zanim poszukamy odpowiedzi, warto przyjrzeć się bliżej technicznym aspektom lokalizacji turbin i temu, co tak naprawdę determinuje „dobrą” lokalizację pod farmę wiatrową. O tym w kolejnej części.