22 sierpnia 2024
Linia bezpośrednia – zapomniana regulacja?
Zbliża się już pierwsza rocznica wprowadzenia regulacji umożliwiających budowę linii bezpośrednich, a wciąż w rejestrze prowadzonym przez URE widnieje jedna linia bezpośrednia o długości 350 m łącząca odbiorcę z instalacją PV o mocy 0,99 MW. Wielkie oczekiwania i kompletny brak efektów.
Po co linia bezpośrednia?
To możliwość bezpośrednich dostaw zielonej energii do odbiorców przemysłowych z instalacji położonych poza terenem odbiorcy, bez pośrednictwa sieci dystrybucyjnej, czyli bez konieczności uzyskiwania warunków przyłączenia.
Skoro na dachach hal fabrycznych, na każdym wolnym skrawku terenu, wyrastają jak grzyby po deszczu instalacje fotowoltaiczne, to dlaczego nikt ich nie buduje za płotem?
Trochę historii
Regulacje dotyczące linii bezpośredniej zostały wprowadzone do prawa energetycznego już wiele lat temu, ale w kształcie inspirowanym chyba przez przypadki greckich wysp lub izolowanych siedlisk na dalekiej północy, bo (upraszczając) z założenia naszych ustawodawców linia bezpośrednia mogła być zbudowana tylko wtedy, gdy nie było sieci dystrybucyjnej.
Batalia o ich urealnienie trwała wiele lat. Dla przemysłu, który byłby głównym beneficjentem tych regulacji oraz dla sektora OZE, celem było wprowadzenie regulacji stanowiącej, w rozumieniu modelu biznesowego, rozszerzenie modelu auto-produkcji energii, który to model przyczynił się do tak żywiołowego rozwoju instalacji budowanych na terenie przedsiębiorstw. Jednocześnie przemysł obawiał się, że wprowadzenie nowych rozwiązań, zakwestionuje założenia modelu auto-produkcji energii, pogarszając tym samym opłacalność takich instalacji. Dla sektora wytwarzania linia bezpośrednia jawiła się jako zagrożenie zmniejszeniem wpływów ze sprzedaży i dystrybucji energii, a dla URE jako wyłom w modelu rynku zbudowanym wokół założenia, że energia może być dostarczana wyłącznie poprzez system dystrybucyjny. Nic dziwnego, że w rezultacie otrzymaliśmy regulację, która zbliżyła parametry cenowe energii do tych, które odbiorcy ponoszą kupując energię dostarczaną poprzez sieć dystrybucyjną, utrzymując przy tym wszystkie ryzyka jakie wiążą się z wytwarzaniem energii w systemie auto-produkcji. Przy okazji dołożono jeszcze sporo obowiązków administracyjnych, ponad te wymagane przy auto-produkcji. Nazwane to zostało kompromisem pomiędzy interesami odbiorców i wytwórców, ale w istocie takim kompromisem nie było.
To się nie może udać w takiej postaci
Jeżeli przedsiębiorstwo chce posiadać instalację PV w modelu auto-produkcji, to musi wystąpić o warunki przyłączenia, ale w większości przypadków, takie warunki są uzgadniane z operatorem sieci dystrybucyjnej bez większych problemów.
Jeżeli to samo przedsiębiorstwo chce połączyć instalację PV znajdującą się za płotem linią bezpośrednią, to też musi wystąpić o warunki przyłączenia, ale w trybie, gdzie pojawiają się dodatkowe wymogi, nawet w postaci ekspertyzy wpływu na sieć. Pojawia się więc pierwsza bariera.
Gdy instalacja PV wytwarzająca energię w modelu auto-produkcji, ma nadwyżki energii, to może ją sprzedać do sieci występując o koncesję na wytwarzanie. Gdy chce to samo zrobić w przypadku linii bezpośredniej to dodatkowo musi mieć koncesję na obrót.
Wreszcie, co najważniejsze, gdy przedsiębiorstwo konsumuje energię wytworzoną w modelu auto-produkcji, to nie ponosi kosztów dystrybucji, a gdy w modelu linii bezpośredniej, to ponosi tzw. opłatę solidarnościową, która wynosi mniej więcej 80% kosztów dystrybucji ponoszonych, gdy kupuje energię z zewnątrz.
Od razu uprzedzam, że te powyższe porównania są uproszczone i z góry za to przepraszam, bo wiem, że możliwe są różne warianty i wyjątki, ale co do zasady nie zmieniają one ogólnej konstatacji, że ponoszenie ryzyka jednego odbiorcy (bo energia dostarczana linią bezpośrednią nie może być sprzedawana przez jej wytwórcę), ma ograniczony sens dla osiągnięcia jedynie 20% oszczędności w kosztach dystrybucji. A nie zapominajmy jeszcze o dodatkowych obowiązkach związanych z utrzymywaniem linii bezpośredniej i last but not least kosztami budowy takiej linii, a później jej utrzymania.
Konieczne są zmiany
Jeżeli lina bezpośrednia ma mieć szanse na sukces, to nie wchodząc w szczegóły, konieczne jest wprowadzenie trzech istotnych zmian
– zlikwidowanie opłaty solidarnościowej w dzisiejszej postaci tak, by „solidarnościowe” obciążenia energii dostarczanej linią bezpośrednią były zdecydowanie niższe bliższe tym samym modelowi auto-produkcji. Można byłoby wtedy znów mówić o akceptowalnym profilu ryzyka budowy instalacji przyłączonej linią bezpośrednią
– uproszczenie procedur przyłączeniowych, bo przecież energia dostarczana linia bezpośrednią w znaczącej większości będzie zużywana na miejscu, więc poza jakimiś skrajnymi przypadkami znaczących ilości nadwyżkowej energii eksportowanej do sieci, istnienie linii bezpośredniej będzie wpływało w pomijalnym stopniu na siec dystrybucyjną
– zapisanie w prawie wyjątku, że wyprowadzanie energii dostarczonej linią bezpośrednią do sieci dystrybucyjnej, nie wymaga koncesji na obrót. Trudno jest bowiem uzasadnić konieczność uzyskania koncesji obrotowej i jej utrzymania, w sytuacji, gdy do sieci oddaje się kilkadziesiąt czy nawet kilkaset MWh w skali roku.
Cieszą, jak na razie nieśmiałe niestety, zapowiedzi zmian w regulacji. Sama linia bezpośrednia zamiast mainstreamem, stała się taką zapomnianą, niszową regulacją bez szans na sukces w dzisiejszej postaci.
Grzegorz Skarżyński
Partner
Tundra Advisory